Wysoko Postawiony stanął w progu drzwi mojego biura. Lekko kiwnął głową, co zazwyczaj oznacza „idziesz coś zjeść?” Odmówiłam. Ponowił gest, tym razem jednak wyrażając „No chodź, nie chcę iść sam”. Uśmiechnęłam się, wygasiłam ekran komputera, a kiedy szłam po kurtkę, on już czekał w samochodzie.
Tak… Darliśmy ze sobą koty tak, że huczało w całej firmie. Raz ulegałam, innym razem stawałam ogoniem. Przerobiliśmy trzaskanie drzwiami, walenie pięścią w stół, awantury- niekoniecznie na osobności… Były też w tym czasie okresy porozumienia, wspólnych ustaleń, nawet czas prywatnych rozmów i udzielanie wsparcia… Naszym „związkiem” żyła cała firma. Wszyscy zachodzili w głowę, o co w tym chodzi. Kim dla siebie jesteśmy i dlaczego stale walczymy. Naprawdę wszyscy, bo nawet my sami, kiedy byliśmy na dywaniku, by się wytłumaczyć z naszego zachowania- nie potrafiliśmy odpowiedzieć kto komu bardziej zachodzi za skórę.
Straciłam trochę zdrowia… ale byłam bardziej odporna od Nowej, która słysząc nasze burzliwe dyskusje, miała ze stresu czerwone place na skórze dekoltu. On nabawił się nadciśnienia i skoków poziomu cukru.
Nie potrafiłam zmienić sytuacji, choć myślałam o tym codziennie. Próbowałam go przy tym tłumaczyć mając na uwadze jednak to, że takich zachowań nie można usprawiedliwiać. Próbowałam różnych sztuczek, manipulacji, udzielałam wsparcia, pokazywałam swoją niezależność, czasem siłę i władzę w pewnym sensie. Wszystko na nic.
W pewnym momencie nasze burze ucichły. Nie wiadomo kiedy i jak. Ja przez pewien okres czułam się niekomfortowo, bo czas ten wydawał mi się ciszą przed burzą. Albo zastanawiałam się, czy on nie jest poważnie chory. W tym czasie też pogorszył się mój stan zdrowia. Przestałam sobie radzić z czymkolwiek i odpuściłam. Skupiając się na oddychaniu, wykonywałam niezbędne minimum. Przestałam istnieć. Nie było mnie słychać, ani widać. Często siedziałam ze słuchawkami w uszach, by nie musieć rozmawiać.
Któregoś dnia w samochodzie zapytał ” Co się z Tobą dzieje? Coś..?” nie dokończył, bo nie potrafił. A ja wówczas pomyślałam ” nie zaczynaj mi tu udzielać wsparcia, bo zacznę ci płakać w tym samochodzie. Niemożliwe, żeby było aż tak widać, że jest ze mną źle”. Pomyślałam, ale zapytałam „nie rozumiem, o czym mówisz? Pytanie mnie zaskoczyło” W odpowiedzi usłyszałam, że zauważył, że coś się zmieniło, że bardzo fajnie nam się razem pracuje… A ja ucięłam dyskusję szybko i krótko jakimś żartem zmieniając temat.
„Nigdy nie będzie pomiędzy nami współpracy”- to ostatnie zdanie zapamiętałam, kiedy starałam się stworzyć pewnego rodzaju tandem. Zdanie wypowiedział z taką pewnością w głosie, że już wiedziałam, że nie mam w sobie takiej mocy by to zmienić i od tamtej pory nawet nie próbowałam.
Teraz cieszyłam się ze wspólnego obiadu. Wiedziałam, że w domu będę późno. On zapytał o dzieci, opowiedział o swoich. Wspólne problemy wychowawcze rozgoniły nieco czarne chmury na moim prywatnym niebie.
Fajnie by było mieć takiego przyjaciela- pomyślałam- niestety obawiam się, że nigdy nie odbuduje mojego zaufania.
W pracy przede wszystkim musimy współpracować. Fajnie jest jeśli do tego się lubimy.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Darcie się na kogoś w pracy coraz bardziej nie uchodzi… Niedawno przerabialiśmy w jednym z działów taką sytuację. Szefowa wyżywała się na współpracownicy. Mimo wpływów, lat doświadczenia straciła pracę po oskarżeniu o mobbing.
PolubieniePolubienie
Nie dość, że nie uchodzi, to jest wyrazem braku profesjonalizmu albo wychowania.
PolubieniePolubienie
I dobrze, że dochodzi między Wami do porozumienia.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
U mnie też wszystko w porządku, ale byle jak.
– Świetnie piszesz. – Rzuć robotę i pisz książki.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Zawsze poprawisz mi humor 🙂 dziekuję
PolubieniePolubienie
Hmmm…, niestety spotyka się czasami takie charaktery i trzeba z nimi np pracować:)). Jak jakieś furiat, choleryk to co zrobisz;)). Wychowanie i kultura osobista tutaj nie wiem czy coś da;))
PolubieniePolubione przez 1 osoba