Do czasu, aż coś mnie nie wytrąci z orbity, po której się poruszam… będę jęczeć, marudzić lub milczeć.
A może po prostu tak czasem lubię? To byłaby najgorsza z opcji…
Wydaje mi się, że przeżywam rozstanie z miejscem, które polubiłam. W życiu rzucana byłam w różne miejsca, żyłam z różnymi ludźmi. Nauczyłam się być, nawiązywać relacje, ale nigdy nie byłam tam w 100 procentach. Do tej pory uważam, że jestem znikąd i tęsknię do miejsca, które będzie moje.
„Moje” było pierwsze mieszkanie, które wynajęłam przy okazji pierwszej pracy, w całkiem nowym miejscu, z nowym chłopakiem. Nawiązałam nowe znajomości, które okazały się chyba najtrwalsze w moim życiu. Choć miasto nie do końca było moje, to już wybrane ścieżki tak. Kiedy oddawałam klucze od mieszkania, pamiętam, że płakałam. A było to piąte miasto, w którym mieszkałam…nie wspominając ilości mieszkań… I pierwsze takie wzruszenie w moim życiu.
Tym razem tęsknię chyba do poprzedniej firmy: ludzi, miejsc, czasu na własność, nawet miasta… Choć byłam tam sama, brakowało mi domu, to jednak mam stamtąd masę pięknych wspomnień. Choć pracowałam w strefie przemysłowej, to obcowałam z naturą. Pokój hotelowy nie był więzieniem, bo w każdej chwili mogłam z niego wyjść i miałam dokąd. I miałam z kim.
Do nowej firmy, chyba podświadomie wzięłam polar z logo firmy poprzedniej. Niby na wszelki wypadek, jak zrobi się zimno. Ubrałam. Prezes to zauważył.
-Jest pani zimno?- zapytał, a ja kątem oka zobaczyłam, że mam otwarte w biurze oba okna.- Jak Pani będzie potrzebowała jakiegoś sweterka, czy coś, proszę mówić. Nawet buty mogłaby pani sobie kupić (bhp) i kask, to bym mógł panią niekiedy zabrać do innego zakładu.
I zamiast wytłumaczyć się z tego polara, przeprosić, czy coś… Cały czas myślałam, czy ja dostałabym sweterek prezesa, tego drugiego prezesa, czy może jest tu jakaś szafa ze sweterkami, o której nie wiem. I czy będę musiała podwijać rękawy, a przede wszystkim, czy te sweterki są mięciutkie…
No ale moja logika jest pokrętna, sposób myślenia wyjątkowy… myślę o tej sytuacji już drugi dzień i nie wiem nadal, co powinnam myśleć…
Zresztą… W nocy przyszedł do mojego łóżka mały. Wcisnął kościsty tyłek, oplótł łapkami i zasnął z uśmiechem na twarzy. Żeby go nie wybudzać, ustępowałam mu miejsca, dając przestrzeń i w sumie spałam wklejona w ścianę. Bolał mnie kręgosłup, jak cholera, ale nie chciałam wykonywać żadnych manewrów, by spał słodko jak najdłużej.
Włączyłam więc sobie historię o Tupaii– bardzo ciekawa. Po godzinie tej opowieści zostałam z jednym pytaniem…Czy kochanka, którą miał służyła mu jedynie do osiągnięcia obranego celu, czy może była tam miłość? Z chęcią wysłuchałabym historii o niej…o Taitance, która dzieliła łoże z innymi, a przez to przez chwilę była królową… Ale historia o Tupaii jest historią o mężczyznach, więc tam się tego dowiedzieć nie można.