Lato. Można zrzucić z siebie wszystko, ale jednak coś trzeba na sobie mieć.
Pod wpływem impulsu kupiłam sobie sukienkę. Sukienka przylegająca do ciała ze sporymi wiązaniami na plecach, żeby jakoś przód jednak utrzymać, a plecy mieć gołe- wydawała się być idealna na lato.
Mąż mnie zasznurował i zapytał, czy to nowa sukienka dla sąsiada, skoro w niej idę na ogród. A co? Sąsiad gorszy?
Wyszłam, zamiatam, wyrywam chwasty. Ja sobie, sukienka sobie. Ja w górę, ona w dół. Musiałam stale pilnować, żeby się coś nie wydostało na zewnątrz.
Idzie sąsiad i krzyczy:
– Ładna sukienka!
A za plecami słyszę śmiech męża, który przyznał, że namówił sąsiada, by docenił moje starania i powiedział mi jakiś komplement. Choć sąsiad przyznał, że nie potrafi, ale sukienka mu się podoba.
Dziś wracam z treningu ubrana w najcieńsze ciuszki, jakie znalazłam w szafie. Bo upał. Idę, spotykam sąsiada, a ten krzyczy:
– O, schudłaś!
Podziękowałam i dodałam, że jest lepszy od mojej wagi, bo ta zdania nie zmienia i nie mówi mi, że schudłam.
Więc może powinnam się cieniej ubierać?